ALKOHO(CH)LIK
gdyby
zamienić skacowane dni
DOGMAT STAJENKI
ojciec
w niebiosach a matka
krząta
się przy żłobie wyścielonym
przemokniętą
warstwą siana
to
z płaczu ale żeby nie zgniło
gdy
w skronie cieśli opiekuna
wejdzie
sen
niepokoi
wzajemne posłuszeństwo
bo
przecież kiedyś urośnie by iść przed siebie
rozwiewając
tkaną suknię
tymczasem
ciszę kołysze dziecięca niewinność
umęczona
w promieniu tysięcy lat
od
nie najlichszego spośród głównych miast Judy
oczy
otwarte na życzenia
wesołych
świąt
ODPRAWA
sumienie
zrzędzi gdy praktykuję spowiedź
upijam
je czymkolwiek na twoje podobieństwo
może
kiedyś rozróżni słodkie i kwaśne
albo
dźwięk dzwonu od falsetu białej myszy
jednak
najprościej postanawiać
brzydkimi
słowami na ka i pe
niech
ślizgają się po obrusie
w
rytmie pokutnej balangi
i
tak nie jestem ciebie godzien
TOWARZYSZE (BEZ) BRONI
nasz
mały strach z nami
wciśnięty
w tylne siedzenie
narzekamy
na brudną klimatyzację i nową wojnę
którą
zapowiedziano w radiu
urodzeni
w dwudziestym wieku
bez
wstępu ojców do szpitalnych porodówek
czekających
na wiadomość o płci a potem
oby
tylko zdrowe było
jedziemy
na początek
międzymiastowej
autostrady
szukać
znaków
obszaru
zabudowanego kawałami
o
seksie blondynkach i cudzoziemcach
pan
z wami
CYWILIZACJA
zgraja
edypów na deskach letniego teatru
w
każdym większym mieście czas przeszły
ponaglany
nowożytnym wyznaniem
w
imię ducha syna i ojca w odwrotnej kolejności
podaj
laskę a wskażę miejsce odpoczynku
gdy
południowy skwar i namiastka cienia
pod
kolumnadą drzew zyskamy towarzyszy
majaczeń
o pięknie klasycznej sztuki
której
nie sposób pojąć
przy
pustej butelce
i burczącym brzuchu
BEZ PRĄDU
to
byłaby powtórka z historii
wynaleźć
żarówkę o jasności
wiecznego
miasta
tak
samo
w
porę odkręcić kran
by
w strumieniu lodowatej wody
usłyszeć
syrenę Titanica
i
pomyśleć
jesteśmy
wariatami
nawet
dla innych
zagubionych
w
czasie
DANSING
na
ostatniej pięciolinii
zawiązuje
się
pauza
trębacza
monotonia
kelnerek nie nudzi
w
przedsionku końca wieku średniego
obiecywana
wariacja smakuje
tatarem
i białą wódką
czas
teraźniejszy jako panaceum
na
zgrubienia palców
w
coraz bardziej wymuszonych pozach
trzecie
C
GODY
mówisz
że szanujemy tradycję skoro od lat
pchając
ten sam wózek
nie
skręcaliśmy w lewe przepaście
lecz
gdy twoja Zdrowaś Mario
zagłusza
mój Ojcze Nasz
przychodzi
myśl że w pewnych
fragmentach
współżyciorysu
rządzimy
się oddzielnie
swoimi
prawami
jeśli
pod szczerozłotą suknią prawdy
można
cokolwiek ukryć
to
po stokroć niewinni są
odsądzani
od czci i wiary
życiowi
samobójcy
a
co dopiero jedzący z jednej miski
szara
mysz
domowy
kot
BARKIN LADI W STANIE PLATEAU
w
biały dzień błogosławieństwo misjonarza
kosztuje
pół dolara tyle co trumna
takie
pokolonialne uproszczenie
wiesz
panie wszyscy równi on też był
który
w egzotycznej mowie
całował
ląd i śpiewał o barce
pod
wpływem emocji
HOSANNA
te
wszystkie podłe miasta
czekają
na dzień chwały
a
ty akceptujesz swoją śmierć
więc
jak inaczej wjechać w ich serca
niż
na ośle
pokłony
szeregów palm
naprędce
wietrzą ulice
a
twój charakter między wersami
świętych
ksiąg
tylko
matka wie że wybuchasz
bo
trudno przywdziać białą szatę
wiedząc
o zdradzie
klaszczących
najgłośniej
bożymi
palcami namaść
rozpalone
głowy
przed
krzyżową drogą
donikąd
REPRODUKCJA
nie
tylko seks będzie opisany
w
dzienniczku uczuć długo nieokazywanych
przez
urwane filmy
mówi
psycholog — kobieta która dociera umysły
widokiem
gładkich ud
wyjaśnia
dlaczego prawie każdy nałogowiec
ukrywa
swój samozachowawczy instynkt
bo
jeszcze nad ranem gdy wstają do życia
chcą
rzygać w zaokienne lustra
na
niebieską gębę tego
wiecznie
zapitego sukinsyna
już
dawno temu obiecał zwolnić miejsce
ona
pachnie depilacją
na
pewno się przyśni
a siedzący na obłoku rzucił
swój sierp na ziemię
i ziemia została zżęta
CISPLATINUM
jaśkom
przez
pagórki pościeli
wśród
wytartych kwiatków
ciągną
się wężyki
to
takie delikatne w dotyku
dróżki
do posłusznych żyłek
a
jest ich tyle że niepostrzeżenie
przepływają
godziny
z
domu zabrane misie i lale
które
bez szmeru chcemy zapytać
czy
tam kolacja też nietknięta
z
dylematów dorosłych
dlaczego
nasza bozia kochana
tak
bardzo z wami gra
w wojnę
WYMIANA ZAPALNICZEK
wiadomość
o chłodniejszym popołudniu
schowałem
w twojej niklowanej
jako
symbol antytezy że mogę odczuwać
tylko
w pijanej jaźni
którą
przecież pogrzebałem
przyjęła
smak czarnej herbaty
ściszając
takty muzyce
mimo
klimatu obowiązującego
przy
kawiarnianych stolikach
uformowana
jaskrawą barwą paradoksalnie
na
przeciwieństwo mojego pośpiechu
w
słuchaniu co wypowiedziałaś
ogrzaną
kroplą deszczu
CREDKĄ
nigdy
nie rozmyślałem o apostazji
możesz
powiedzieć
tchórz
ale
taka jest moja wiara
zawiesiła
się u szyi
lecz
nie udaję że to młyński kamień
bardziej
przypomina matkę
niż
ojca
idealnego
narcyza
do
końca życia prędzej zbuduję
krzywy
dom niż zetnę gałązkę
z
oliwnego drzewa
wyrasta
daleko stąd
COŚ WIĘCEJ NIŻ ROZPAD ATOMU
uczony
jest człowiekiem który wie o rzeczach
nieznanych
innym i nie ma pojęcia o tym
co
znają wszyscy
powiedz
jak bardzo jestem ważny
skwituję
los uśmiechem pajaca
zaczepionego
złotymi sznurkami
do
kratownic nieczynnego mostu
wszyscy
inni nad starym korytem
wpatrzeni
z odrazą w mury
współczesnych
świątyń
bez
schodów na wieżę
niepełnosprawnych
wozi winda
em
ce kwadrat w nieskończoność
wstydzisz
się za Einsteina
a właściwie tego że nie nosił
brody
WEDŁUG PROTOKOŁU EORTC
boska
mamusia z obrazka
chce
też być łysa
choć
patrząc pod światło
jej
dekolt bez cienia
zdolny
grafik — ona szczęściara
a
ty rozrabiaczko
zjadłaś
więcej niż wczoraj
do
zarzygania będziemy grać
w
kółko i krzyżyk
albo
poskładam samolociki
może
nawet spiszę swoje
głupie
obietnice
i
twoje pierwsze
brzydkie
słowa
RYTUALNY
kartonowe
pudełko
mieści
paragony z całego roku
nie
zawsze kupujemy razem
właściwie
wtedy gdy jej smukłe ręce
potrzebują
moich
by
wtoczyć wózek na parking
przed
upływem darmowego postoju
w
takich sytuacjach pies zostaje sam
ułożony
obserwuje starzejące się kąty
kominek
gotowy do spalenia
cen
i wag
MOJA PEREŁKO
bojaźliwa
matka do końca
nie
uwierzy w alkoholizm
dorosłego
dziecka
tym
bardziej przed świętami
albo
na złotych godach
gdy
odkurzone ściany chłoną rzewną moc
pieśni
i przyśpiewek
na
kilkanaście swojskich gardeł
które
tylko dla niego jedynego
są
jak wyprute z sierści psów i kotów
pod
stołem miejsca intymne
REMEDIUM DLA ISKARIOTY
co
chcesz czynić czyń prędzej
podążając
za rozwianymi włosami
nie
dostrzegałem tłumu
z
tyłu wyglądałeś niczym na granicy
pomieszania
zmysłów
twój
wzrok gniewny od faryzejskich sztuczek
rościłeś
sobie prawo bycia
trzydniowym
budowniczym
nie
akceptowałem takiego zachowania
bo
dlaczego miałbym zaufać impulsywnej wizji
jeśli
w trzosie nie brakowało na nocleg
i
wynajęcie sali przed wieczerzą
swoją
obecnością planowałem przymusić cię
do
wyzwolenia narodu lecz uparcie milczałeś
niczym
kobieta z czeredą potomstwa
po
znalezieniu denara
dlaczego
nie chcesz opuścić
mojego
powieszonego ducha
gdy
wzgórze czaszki w metamorfozie
kuśtykasz
zafrasowany wytarciem korony
my
i pamiątkarski wrzask
jak dwie krople octu
ANTYKLIN
jak tylko dlatego że to właśnie on
cichy Bóg
zechciał żeby spróbować przejść do wieczności
o suchym gardle i bez alkoholowej
epilepsji
możliwe jest choćby połowiczne
uzdrowienie)
w komunijny obrazek
ale czy ono wystarczy
zwykłej wody
w butelce
WIZJA LOKALNA
zwapnienia w szóstym segmencie
bez ognisk typu meta i cech niepokoju
- jak poprzednio
chwała Bogu i świętemu Mikołajowi
między nami istnieje coś więcej niż gardłościsk
gdy nie dzieli nas pokoleniowy konflikt
omijam pokusy tknięcia choćby kropli
niczym nawrócony diabeł boję się wódki
przeskakując ściany o które kiedyś rozbijałem czoło
dzisiaj w kwadraturze aureoli wybieramy
punkty wspólne na deszczowe spacery
już wiem dlaczego wyciągnęłaś mnie
na film w „Kinotece” o francuskiej nastolatce
wasze dylematy zjadły sto minut mojej drzemki
niewymienne na rozmyślania o uczuciach doskonałych
powietrze w twoich płucach jest czyste
resztę układasz unosząc obie ręce
zwykle wyciągane do pacierza
niczym do umycia szeregu
zaschniętych szklanek
WSTĘP DO ROZWIĄZANIA RZEMYKÓW
że jako gatunek nie różnimy się wiele
od ziaren
każde upadło w miejscu
które podlega amnezji
gdy nie wystarcza imion
dla pokrzyżowanych nacji
będzie jak zawsze — biali z czarnymi stopami
zabiją żółtych o czerwonym sercu
a wschód i zachód spłaszczą północ
na grzbiecie południa
ulatuje z kurzem boski plan
zapisany w porze całopalenia
na gołej ziemi
WIATROŁOM
nie spotkałem nikogo z kim można
rozmawiać o latawcach
trafiło nas rześkie powietrze i śmierdząca
cisza pod swetrami bez zająknięcia kto
góra a kto człowiek i jak wiele zostało
z tamtej pasji
sosnowe listwy zbite
zardzewiałym gwoździem
na krzyż