BARKIN LADI W STANIE PLATEAU

w biały dzień błogosławieństwo misjonarza
kosztuje pół dolara tyle co trumna
takie pokolonialne uproszczenie
 
maczety mierzą się z drewnianymi tyczkami
wiesz panie wszyscy równi on też był
który w egzotycznej mowie
całował ląd i śpiewał o barce
 
jak gdyby nic więcej nie mogło się zdarzyć
pod wpływem emocji
 


HOSANNA

te wszystkie podłe miasta
czekają na dzień chwały
a ty akceptujesz swoją śmierć
więc jak inaczej wjechać w ich serca
niż na ośle
 
pokłony szeregów palm
naprędce wietrzą ulice
a twój charakter między wersami
świętych ksiąg
 
tylko matka wie że wybuchasz
bo trudno przywdziać białą szatę
wiedząc o zdradzie
klaszczących najgłośniej
 
bożymi palcami namaść
rozpalone głowy
przed krzyżową drogą
donikąd



REPRODUKCJA

nie tylko seks będzie opisany
w dzienniczku uczuć długo nieokazywanych
przez urwane filmy
 
mówi psycholog — kobieta która dociera umysły
widokiem gładkich ud
wyjaśnia dlaczego prawie każdy nałogowiec
ukrywa swój samozachowawczy instynkt
 
bo jeszcze nad ranem gdy wstają do życia
chcą rzygać w zaokienne lustra
na niebieską gębę tego
wiecznie zapitego sukinsyna
już dawno temu obiecał zwolnić miejsce
 
ona pachnie depilacją
na pewno się przyśni
 
a siedzący na obłoku rzucił swój sierp na ziemię
i ziemia została zżęta


 

CISPLATINUM

jaśkom
 
przez pagórki pościeli
wśród wytartych kwiatków
ciągną się wężyki
 
to takie delikatne w dotyku
dróżki do posłusznych żyłek
a jest ich tyle że niepostrzeżenie
przepływają godziny
 
z domu zabrane misie i lale
które bez szmeru chcemy zapytać
czy tam kolacja też nietknięta
z dylematów dorosłych
 
dlaczego nasza bozia kochana
tak bardzo z wami gra
w wojnę



WYMIANA ZAPALNICZEK

wiadomość o chłodniejszym popołudniu
schowałem w twojej niklowanej
jako symbol antytezy że mogę odczuwać
tylko w pijanej jaźni
którą przecież pogrzebałem
 
nadzieja nie kłamie
przyjęła smak czarnej herbaty
ściszając takty muzyce
mimo klimatu obowiązującego
przy kawiarnianych stolikach
 
dla ciebie ta z przeźroczystego plastiku
uformowana jaskrawą barwą paradoksalnie
na przeciwieństwo mojego pośpiechu
w słuchaniu co wypowiedziałaś
ogrzaną kroplą deszczu



CREDKĄ

nigdy nie rozmyślałem o apostazji
możesz powiedzieć
tchórz
ale taka jest moja wiara
 
zawiesiła się u szyi
lecz nie udaję że to młyński kamień
bardziej przypomina matkę
niż ojca
idealnego narcyza
 
do końca życia prędzej zbuduję
krzywy dom niż zetnę gałązkę
z oliwnego drzewa
wyrasta daleko stąd


 

COŚ WIĘCEJ NIŻ ROZPAD ATOMU

uczony jest człowiekiem który wie o rzeczach
nieznanych innym i nie ma pojęcia o tym
co znają wszyscy
 
 
powiedz jak bardzo jestem ważny
skwituję los uśmiechem pajaca
zaczepionego złotymi sznurkami
do kratownic nieczynnego mostu
 
wszyscy inni nad starym korytem
wpatrzeni z odrazą w mury
współczesnych świątyń
bez schodów na wieżę
 
niepełnosprawnych wozi winda
em ce kwadrat w nieskończoność
wstydzisz się za Einsteina
a właściwie tego że nie nosił brody 



WEDŁUG PROTOKOŁU EORTC

boska mamusia z obrazka
chce też być łysa
choć patrząc pod światło
jej dekolt bez cienia
 
zdolny grafik — ona szczęściara
a ty rozrabiaczko
zjadłaś więcej niż wczoraj
 
do zarzygania będziemy grać
w kółko i krzyżyk
albo poskładam samolociki
 
może nawet spiszę swoje
głupie obietnice
i twoje pierwsze
brzydkie słowa



RYTUALNY

kartonowe pudełko
mieści paragony z całego roku
 
nie zawsze kupujemy razem
właściwie wtedy gdy jej smukłe ręce
potrzebują moich
by wtoczyć wózek na parking
przed upływem darmowego postoju
 
w takich sytuacjach pies zostaje sam
ułożony obserwuje starzejące się kąty
kominek gotowy do spalenia
cen i wag



MOJA PEREŁKO

bojaźliwa matka do końca
nie uwierzy w alkoholizm
dorosłego dziecka
 
tym bardziej przed świętami
albo na złotych godach
gdy odkurzone ściany chłoną rzewną moc
pieśni i przyśpiewek
na kilkanaście swojskich gardeł
które tylko dla niego jedynego
są jak wyprute z sierści psów i kotów
 
pod stołem miejsca intymne



REMEDIUM DLA ISKARIOTY

co chcesz czynić czyń prędzej
 

podążając za rozwianymi włosami
nie dostrzegałem tłumu
z tyłu wyglądałeś niczym na granicy
pomieszania zmysłów
twój wzrok gniewny od faryzejskich sztuczek
 
rościłeś sobie prawo bycia
trzydniowym budowniczym
nie akceptowałem takiego zachowania
bo dlaczego miałbym zaufać impulsywnej wizji
jeśli w trzosie nie brakowało na nocleg
i wynajęcie sali przed wieczerzą
 
swoją obecnością planowałem przymusić cię
do wyzwolenia narodu lecz uparcie milczałeś
niczym kobieta z czeredą potomstwa
po znalezieniu denara
 
dlaczego nie chcesz opuścić
mojego powieszonego ducha
gdy wzgórze czaszki w metamorfozie
 
kuśtykasz zafrasowany wytarciem korony
my i pamiątkarski wrzask
jak dwie krople octu



ANTYKLIN

swojego życia inaczej nie zrozumiem 
jak tylko dlatego że to właśnie on
cichy Bóg
zechciał żeby spróbować przejść do wieczności 
o suchym gardle i bez alkoholowej 
epilepsji
 
(o ile zaprawdę 
możliwe jest choćby połowiczne 
uzdrowienie)
 
znamy się z zapatrzenia 
w komunijny obrazek
ale czy ono wystarczy
 
- teraźniejsze poczucie wartości
zwykłej wody 
w butelce



WIZJA LOKALNA

z wyniku grudniowego RTG zapisaliśmy w pamięci 
zwapnienia w szóstym segmencie
bez ognisk typu meta i cech niepokoju
- jak poprzednio
chwała Bogu i świętemu Mikołajowi 

między nami istnieje coś więcej niż gardłościsk
gdy nie dzieli nas pokoleniowy konflikt 
omijam pokusy tknięcia choćby kropli 
niczym nawrócony diabeł boję się wódki

jeśli córki idą za ojcami ty biegniesz 
przeskakując ściany o które kiedyś rozbijałem czoło 
dzisiaj w kwadraturze aureoli wybieramy 
punkty wspólne na deszczowe spacery

już wiem dlaczego wyciągnęłaś mnie 
na film w „Kinotece” o francuskiej nastolatce
wasze dylematy zjadły sto minut mojej drzemki
niewymienne na rozmyślania o uczuciach doskonałych

"Rozumiemy się bez słów" 
powietrze w twoich płucach jest czyste
resztę układasz unosząc obie ręce
zwykle wyciągane do pacierza 
niczym do umycia szeregu 
zaschniętych szklanek


WSTĘP DO ROZWIĄZANIA RZEMYKÓW

sądząc po jego minie można pomyśleć 
że jako gatunek nie różnimy się wiele 
od ziaren 

każde upadło w miejscu 
które podlega amnezji 
gdy nie wystarcza imion 
dla pokrzyżowanych nacji 

będzie jak zawsze — biali z czarnymi stopami 
zabiją żółtych o czerwonym sercu
a wschód i zachód spłaszczą północ 
na grzbiecie południa 

ulatuje z kurzem boski plan 
zapisany w porze całopalenia 
na gołej ziemi


WIATROŁOM

on już chyba pił a wcześniej 
nie spotkałem nikogo z kim można 
rozmawiać o latawcach 

trafiło nas rześkie powietrze i śmierdząca 
cisza pod swetrami bez zająknięcia kto 
góra a kto człowiek i jak wiele zostało
z tamtej pasji 

sosnowe listwy zbite 
zardzewiałym gwoździem 
na krzyż