CORAZ BLEDSZY CIEŃ
pociągając za spust szaleńcy rozpoczynają
przerwę w życiorysach
więc przyjmij do wiadomości że tylko udaję
obojętnego na gęstniejące powietrze
labirynt do ciebie składa się z krótkich korytarzy
bez dostępu światła nie wiadomo gdzie i kiedy
najwięcej gapiów będzie wspólnie
zabijać czas
ale to nieistotne bo w naszym mieście
kobiety wyglądają jak mężczyźni
a najwyższy dom nie jest katedrą
ewentualny upadek nie będzie bolał
bardziej niż choroba psa
którego codziennie prowadzisz obok dzieci
znudzonych wizją kolejnej krucjaty
w nierozumianej części świata
ULECZANIE
dorosłe zwierzenia przed lustrami
nie mieszczą się w ramach
docierają coraz głębiej
niekoniecznie w ciszy
by wyglądać wyraźniej
z ręką na sercu
policzą ile razy
ona posłuchała lękliwej matki
on wziął przykład z despotycznego ojca
jak dzieci domowych wojen
nie wybrali dla siebie miejsca urodzenia
dopiero po zamknięciu dręczących rozdziałów
mogą dostrzec
poziomy znak na piersi
jak triumfalny koniec przeżegnania
tyle z niego zostanie
ile popiołu z nienapisanych listów
o wybaczeniu
bez przepraszam
TEORIA LICZB NIEWSPÓŁMIERNYCH
wcześnie rano
ojciec szarpie syna w sandałach
wykrzykując żeby ten
nie przychodził na jego pogrzeb
czarne przestało miarkować rodzicielski narcyzm
białe nie będzie lśnić na znoszonych butach
litery nazwiska definiują dysharmonię więzi
zgrzytaniem sztucznych zębów
ojciec wciąż szarpie i krzyczy
syn wychodzi
tym razem przebywał w domu
piętnaście minut
po jednym roku i dwóch miesiącach
historia ćwiartuje nadzieję
na włoskowate wyobrażenia
pamięć układa na nowo
dziecko w kapuście
na
marginesie
załóż
skarpety bo to nie wypada
tak
chodzić nieubranym
chociaż
chodź jak chcesz
HOLOGRAM
niespełnione
dzieciństwa
zapisują się same w sobie
przy końcu zabawy w poszukiwanie
bo przecież za starymi szafami
tykają tarcze słonecznych zegarów
na których los zaznaczył godzinę
autobiograficznej rekonstrukcji
osobisty rozdział wyraźniejszy
niż stos rodzinnych fotografii
to wszystko w niebezpiecznej
rozdzielczości
J**
jeśli będziesz chciała znaleźć
swoje miejsce na ziemi
opowiem bajkę dla dorastającej córki
że nie warto objadać się słodyczami
palić papierosów
o winie nie wspomnę
masz już we krwi obrzydzenie
do mojej abstynencji
którą wymyśliłaś (siódmego lipca - pamiętamy)
cedząc przez śliczne zęby
ty mój tatku pijaku
jest jeden problem
bo nie umiem wierzyć bez donośnego śmiechu
z filmu jaki nagrałem dwa dni
po twoim urodzeniu
kiedy językiem szukałaś piersi
instynktownie a może głodna
dopisujesz morały
na
odwrotnej stronie kalendarza
DEGRESYWNY
aktus purus nie spojrzał na mnie
przesunął
słońce nad warkocz bereniki
w
jego kosmicznych czapkach niewidkach
wyglądałbym
śmiesznie
nie
były potrzebne
bardziej
kobieta po przejściach
chciałem
ją pokochać
więc
odnajdywaliśmy w kałużach
wyplute
pytania skąd biorą się krzyczące dzieci
i
czy naprawdę jest gdzieś miejsce
od
zawsze bezludne
poprawiłem
swój żywot
oczekuję
nagrody
głupi
Subskrybuj:
Posty (Atom)